Kolejne dni sprawdzania uprzejmości ludzi w moim mieście są zaskakujące. Tym razem miejsce, w którym się znalazłam to piekarnia. Panie pracujące w niej znają mnie, ponieważ jestem ich stałą klientką. Z zaciekawieniem przyglądały się znaczkowi w pierwszych dniach kiedy zaczęłam go nosić i od razu pytały co on oznacza. Po wyjaśnieniu uśmiechały się i stwierdzały, że bardzo fajny pomysł z tą akcją, który z pewnością ułatwia rozpoznanie ciężarnych. Tak samo jak ja były zainteresowane faktem czy znaczek zda sprawdzian w naszym mieście. Kilka dni później idąc do nich na zakupy miałam sytuację, że trafiłam na bardzo długą kolejkę. Okres zimowy jest chyba najgorszy jeśli chodzi o stanie w takich kolejkach – grube kurtki powodują, że się człowiek „gotuje”. Tego dnia zostałam bardzo mile zaskoczona przez Panie ekspedientki, bo zauważając mnie uśmiechają się. Widząc, że staję w kolejce proszą mnie na początek. Wyjaśniam osobom w kolejce, że jestem w ciąży i chcę kupić tylko dwie bułeczki. Wszyscy w kolejce bez żadnego sprzeciwu przesuwają się ustępując mi miejsca przy ladzie. Proszę Panią o te dwie bułeczki dając wyliczone pieniądze. Odwracam się do kolejki i wszystkim bardzo dziękuję za przepuszczenie. O dziwo widzę uśmiechy i z kolejki słyszę nie ma za co. Życzę wszystkim miłego dnia i wychodzę.
Muszę Wam przyznać, że ludzie mnie zaskakują swoim zachowaniem, bo nie sądziłam, że spotkam się z uprzejmością – a jednak jest. Dużo się słyszy, że ciężarne są ignorowane, bo ciąża to nie choroba. Ja nie wymagam od mieszkańców mojego miasta żeby mnie przepuszczali od razu na początek kolejki, bo mam znaczek, to nie o to chodzi. Tak jak pisałam we wcześniejszym artykule „jak się czuję dobrze to stoję w kolejce, natomiast jak czuję, że robi mi się gorąco i słabo to proszę o pomoc”. Dla tych co myślą, że znaczek nic nie daje… otóż uwierzcie mi wystarczy tylko poprosić o pomoc, wtedy się ją dostaje.
Instytut Matki i Dziecka jest jednostką naukowo-badawczą. Posiada 60-letnią tradycję i znaczący dorobek znany w kraju i na forum międzynarodowym. Został powołany uchwałą Rady Ministrów w 1951 r. i od tego czasu nieprzerwanie uczestniczy w rozwiązywaniu problemów zdrowotnych i społecznych matek, dzieci i młodzieży.
Jak wiemy kolejki do/w … są z zasady bardzo długie i dla ciężarnych męczące. Odkąd mam znaczek fundacji sprawdzam jego działanie w życiu codziennym, nosząc go dumnie na pasku torebki na wysokości klatki piersiowej – żeby był jak najbardziej widoczny J i jest. Mocno przykuwa uwagę i widać zainteresowanie nim.
A jak wygląda zachowanie ludzi w momencie kiedy proszę o pomoc?
O tym poniżej…
Jak już wiecie mieszkam w Chełmie woj. lubelskie i jak w każdym mieście spotykam się z różnymi reakcjami na to, że jestem w ciąży. Od kiedy mam znaczek wydaje się wszystko być łatwiejsze. Pierwszym moim miejscem gdzie sprawdziłam zachowanie mieszkańców mojego miasta był szpital. Jak co miesiąc jeżdżę tam żeby zrobić badania krwi itp. itd. Zawsze jak tam zachodzę to kolejka sięga drzwi wyjściowych (ok. 20 osób), za każdym razem na samą myśl, że jest tu tyle ludzi robi mi się gorąco. No, ale cóż… mamy znaczek, który ułatwia załatwienie sprawy 😀 Mając znaczek pierwszy raz podchodzę na sam początek kolejki i pytam „Przepraszam Państwa jestem w ciąży czy mogę prosić o przepuszczenie mnie w kolejce do pobrania krwi? Muszę zrobić krzywą cukrową i chcąc nie chcąc będę musiała spędzić tutaj 2 godz. i dwa razy będę miała pobieraną krew” – nie słysząc żadnego sprzeciwu Państwo z początku kolejki przepuszczają mnie do okienka J Pielęgniarka od razu zaczyna przyjęcie mojego skierowania i wprowadzanie moich danych do komputera. Wszystkim serdecznie dziękuję za zrozumienie i uśmiecham się, co nie powiem dziwi osoby w kolejce. Ku zdziwieniu z kolejki odzywa się inna dziewczyna w ciąży, która tak samo jak ja ma mieć robioną krzywą. Patrząc na nią mówię żeby podeszła do mnie i razem ze mną skorzystała z uprzejmości Państwa i nie czekała w kolejce. Dziewczyna była zdziwiona moim zachowaniem jak i zachowaniem ludzi z kolejki. Obie zostałyśmy zarejestrowane bez kolejki i zaraz poproszone na pobranie krwi i wypicie słodkiej glukozy.
Muszę przyznać, że takie zachowanie ludzi jest rzadko spotykane, zazwyczaj ludzie udają, że nic nie słyszą i nie widzą powodu dla którego można byłoby przepuścić ciężarną w kolejce. Ja wiem, że ciąża to nie choroba, ale każda z nas znosi ją inaczej. Ja jak się czuję dobrze to stoję w tej kolejce bez proszenia o przepuszczenie i pierwszeństwo. Natomiast jeśli czuje, że robi mi się gorąco i słabo to proszę o tą pomoc – to nie wstyd!
Mam nadzieję, że mieszkańcy mojego miasta będą rozumieli za każdym razem to, że w ciąży można czuć się źle i będą uprzejmi na każdym kroku. Tego sobie życzę oraz pozostałym przyszłym mamom.
Mamy wspólny cel: propagowanie idei świadomego macierzyństwa i rodzicielstwa.
Świadoma mama powstała w 2010 roku z myślą o wszystkich kobietach, które są już szczęśliwymi mamami lub też niedługo nimi będą. Nie zapominamy również o ojcach, których rozterki i doświadczenia często są pomijane – u nas oboje rodzice znajdą coś dla siebie. W ramach kampanii odbywają się bezpłatne warsztaty z udziałem ekspertów w różnych miastach Polski. Tworzymy dla Was portal – bazę wiedzy na temat ciąży, porodu oraz wychowywania dzieci.
Pomysłodawczyni kampanii to aktywna zawodowo mama z Poznania. Gdy została mamą, wiedziała, że warto zainicjować coś, co będzie pomagało w zwiększaniu wiedzy na temat ciąży, porodu i wychowywania. Postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce.
Sama wielokrotnie spotykała się z wieloma dylematami i wątpliwościami. Szukała miejsca, gdzie przyszłe mamy będą mogły wymienić doświadczenia i skontaktować się z ekspertami. Tak oto zrodził się pomysł Świadomej Mamy, którą może być każda z nas!
Od 2010 roku organizujemy cykl comiesięcznych i bezpłatnych spotkań ze specjalistami dla przyszłych i obecnych rodziców Współpracują z nami: psycholog, dietetyk, ginekolog, pediatra, położna, fizjoterapeuta, doradca laktacyjny, instruktorzy jogi, fitness, kosmetolog, seksuolog i wielu, wielu innych.
Co więcej, nasze spotkania urozmaicają osoby prowadzące, które same spełniają się w roli mamy. Dotychczas towarzyszyły nam: Monika Mrozowska, Katarzyna Bujakiewicz, Aleksandra Woźniak, Jolanta Fraszyńska i Paulina Holtz.
Nazywam się Justyna Mazurek mam 32 lata, jestem z Chełma woj. lubelskie. Jestem szczęśliwą mamą 4,5 letniej Karolinki i obecnie czekam na małego księcia Kacperka, z którym jestem w szóstym miesiącu ciąży 🙂 Do niedawna aktywna i pracująca mama, w chwili obecnej odpoczywająca i zbierająca siły, ale jak widać nie nudząca się. Interesuję się motoryzacją, modą i fotografią, w wolnych chwilach spędzam czas z moją rodziną, którą stawiam na pierwszym miejscu. Lubię żyć aktywnie i coś robić, między innymi pomagać innym stąd pojawiła się moja chęć podjęcia wyzwania jakim było nagłośnienie Waszej akcji w moim mieście 🙂 Lubię stawiać sobie cele, które później osiągam – moje motto życiowe: „Wiem czego chcę, a chcę tego co jestem w stanie osiągnąć” – a jestem w stanie osiągnąć wszystko 😉
Natalia Michałek: Przede wszystkim dziękuję za włączenie się do akcji i udzielenie patronatu przez magazyn „Baby Junior” fundacji JESTEM W DRODZE. Co skłoniło Ciebie do poparcia akcji?
Dorota Kobierzewska: Przede wszystkim moją uwagę przyciągnęła idea samej akcji, czyli po pierwsze troska o wygodę i bezpieczeństwo przyszłej mamy w przestrzeni publicznej, a po drugie – subtelna komunikacja drugiej osobie, że ta konkretna kobieta jest w ciąży. Dopełnieniem jest oczywiście atrakcyjny w formie i zarazem pełny treści znaczek – „JESTEM W DRODZE”. Trudno nie zwrócić uwagi na tak ważną kwestię, która w moim odczuciu traktowana jest niestety marginalnie. Jest też doskonała lekcja z nauki życzliwości społecznej, która przyda się nam wszystkim.
NM: Jesteś mamą 6-letniej Kornelii, jak z własnego doświadczenia możesz ocenić przydatność akcji?
DK: Mimo, że upłynęło już trochę czasu, to doskonale pamiętam te wyjątkowe 9 miesięcy. Koko była bardzo oczekiwanym dzieckiem. W chwili, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży chciałam, aby o moim szczęściu dowiedział się „cały świat”, rozpierała mnie radość i duma… z niecierpliwością czekałam też, aż pojawi się brzuszek – symbol mojego szczęścia, a on – jak na złość się nie pojawiał – z miesiąca na miesiąc wyglądałam tak, jakbym trochę przytyła, a nie była w ciąży. Złościło mnie to. Nie było nawet sensu kupować ciążowych ubrań, które oczywiście już wcześniej miałam wybrane. Przełom nastąpił dopiero pod koniec 7. miesiąca, ale prawdziwych kształtów ciążowych w zasadzie nie nabrałam do samego porodu. Z racji mojego „nieciążowego” wyglądu nikt nie traktował mnie jak kobiety spodziewającej się dziecka. Nie mogłam mieć o to pretensji. Jednak zdarzały się sytuacje, gdy czułam się źle, a niezręcznie było mi prosić o przepuszczenie w kolejce czy ustąpienie miejsca – idealnym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłby właśnie Wasz znaczek „Jestem w drodze”. Bardzo żałuję, że nie było go 7 lat temu! Jest on fantastycznym rozwiązaniem zarówno dla przyszłej mamy, jak też osób, które spotyka w swoim życiu.
NM: Czy pamiętasz sytuację, kiedy byłaś w ciąży, w której z całą pewnością przydałby Ci się znaczek JESTEM W DRODZE?
DK: Oczywiście, było ich kilka. Tak jak już wspominałam, mimo iż generalnie całą ciążę znosiłam dobrze, to bywały dni, gdy czułam się źle. Niezręcznie było mi prosić o ustąpienie miejsca, zwłaszcza w przychodni. Wydawało mi się, że skoro już tam ktoś jest, to na pewno nie jest okazem zdrowia, może nawet czuje się gorzej ode mnie. I właśnie podczas takich rozważań omal nie zemdlałam… stałam oparta o ścianę, nie do końca świadoma swojego wyglądu i tego, co się ze mną dzieje… podeszła do mnie starsza Pani, wzięła mnie pod rękę i posadziła na swoim miejscu. Zapytała czy źle się czuję, bo jestem taka blada… odpowiedziałam, że jestem w ciąży, a ona na to – dlaczego nie powiedziałam, dlaczego nie poprosiłam o krzesło… no właśnie – dlaczego? Myślę, że podobnie jak ja zachowuje się wiele kobiet. Krępuje nas proszenie, a…
NM: Rozumiem, że miałaś problemy z proszeniem o pomoc, z wyrażaniem własnych potrzeb – nawet obcym ludziom?
DK: Dokładnie tak. W dużej mierze wynika to z mojego charakteru „Zosi-samosi”, ale pracuję nad sobą, bo w końcu zrozumiałam, że proszenie o pomoc nie jest wyrazem mojej słabości. Korzystając z okazji staram się też przekonywać o tym inne osoby. Zwłaszcza my, kobiety, bardzo często usiłujemy udowodnić – samym sobie, a przy okazji całemu światu, że poradzimy sobie w każdej sytuacji, że jesteśmy silne, zaradne, samodzielne… I to prawda, ale jedno nie wyklucza drugiego.
NM: Co poradziłabyś nieśmiałym kobietom, które mają problem z poproszeniem o pomoc?
DK: Tak się składa, że nieśmiałość była tematem numeru zimowego wydania „Twojego Juniora”, którego mam także przyjemność prowadzić. O niej też traktuje mój wstępniak – piszę w nim między innymi o tym, iż w dzisiejszym świecie bardzo trudno żyje się ludziom nieśmiałym, zarówno tym małym, jak i dużym. Co mogłabym poradzić w tej kwestii? Przede wszystkim zachęcałabym wszystkie przyszłe mamy do pokonywania własnych ograniczeń. Sukcesywnie, we własnym tempie, ale zdecydowanie krok po kroku do przodu. Dzisiaj poprosimy o przepuszczenie w kolejce, jutro łatwiej nam będzie upomnieć się o swoje prawa… a może właśnie czas oczekiwania na maluszka to będzie ten moment, gdy uda się nam zwycięsko wyjść ze skorupki nieśmiałości…?
NM: A jak sobie poradzić z ewentualną odmową?
DK: To już kwestia bardzo indywidualna i oczywiście uzależniona od kontekstu całej sytuacji. Na pewno doradzałabym zachowanie dystansu i klasy, bo nigdy nie warto zniżać się do poziomu, którego nie aprobujemy. Ale krótka riposta w stylu: „bardzo mi przykro, niemniej jednak życzę Panu/Pani by spotkał Pan/Pani więcej życzliwości i uprzejmości w swoim życiu, niż ja przed chwilą” – nie zaszkodzi 😉
NM: Jak oceniasz poziom życzliwości społeczeństwa w Polsce?
DK: Niestety na tle doświadczeń innych krajów poziom naszej wzajemnej życzliwości i uprzejmości nie wypada najlepiej. I dotyczy to zarówno stosunku do kobiet w ciąży, jak też wzajemnych, codziennych relacji. Nawet dzisiaj byłam świadkiem bardzo wymownej sytuacji: stoję w kolejce w sklepie, przede mną 3 panów w młodym wieku, za mną kobieta w zaawansowanej ciąży z małym dzieckiem w wózku, nikt nie przepuścił jej w kolejce. Gdy nadeszła moja kolej i zaproponowałam by ekspedientka w pierwszej kolejności obsłużyła tę panią, zapytała zdziwiona – „naprawdę?”. Oby jak najmniej takich sytuacji… Nie potrafimy też cieszyć się szczęściem sąsiada czy uśmiechać się bezinteresownie, i co gorsze – jak już to robimy, to często posądzani jesteśmy o ukryty interes. Oczywiście nie jest to regułą, bo osobiście mam szczęście znać wielu ludzi o wielkim sercu. Chcę jedynie przez to powiedzieć, iż w kwestii życzliwości społecznej jeszcze dużo pracy przed nami, ale dzięki takim akcjom jak „Jestem w drodze” mamy szansę szybciej zgłębić istotę pojęcia „życzliwość społeczna” i zacząć stosować je w praktyce, co tylko wszystkim nam przyniesie wymierne korzyści.
NM: Akcja „Jestem w drodze” cieszy się dużą popularnością zwłaszcza w krajach Unii Europejskiej i Tokio, jak sądzisz – czy w polskiej mentalności ma również szansę powodzenia?
DK: Bardzo mocno wierzę w pomyślność tej akcji, bo tak, jak wspominałam w kwestii życzliwości społecznej jeszcze wiele pracy przed nami, a akcja „Jestem w drodze” to doskonała lekcja w tej materii. Trzymam kciuki za wszystkie przyszłe mamy, by z dumą i bez skrępowania nosiły znaczki.
NM: Dziękuję bardzo i trzymam kciuki za premierę nowego magazynu!
Zapraszam Was do lektury wywiadu, który udzieliłam Filipowi Zakończykowi na portalowu kolociebie.com:
„Na koniec roku postanowiłem zająć się tematem, który będzie bliski sercu każdej dziewczyny, jeśli niebawem spodziewa się dziecka. O tym w jaki sposób nakłonić ludzi do pomocy i życzliwości wobec was wszystkich które nosicie w sobie ten najdroższy mały skarb opowie – Natalia Olszewska z fundacji Jestem w drodze.”
Przyznam się szczerze, że z kas pierwszeństwa nie lubiłam korzystać, był to dla mnie wielki stres i poczucie winy, że muszę kogoś poprosić o swego rodzaju jałmużnę. Wczoraj jednak w nawale obowiązków i przedświątecznych przygotowań musiałam zabrać się za kupno prezentów, choć wcale nie czułam się dobrze. Tego dnia byłam osłabiona po pobraniu krwi. Przedzierając się przez tłum ludzi stanęłam w końcu w kolejce do SuperPharmy. Stojąc już jakieś 5 minut zaczęło robić mi się słabo, a nogi szybko się męczyły. Wtedy zauważyłam kasę pierwszeństwa, ale bałam się reakcji ludzi gdy do niej podejdę. Kolejka była przeogromna i pewnie sama nie miałabym na tyle odwagi, żeby się zdecydować na ten krok. Po chwili jednak nie miałam wyjścia, gdyż do kasy wypchnął mnie…mąż 😉 dał kopa na odwagę i już po chwili stałam przy kasie pierwszeństwa słysząc donośny głos kasjera: „Proszę Państwa ta Pani jest w ciąży, zapraszam Panią do kasy”. I w tym momencie wszystko się zmieniło. Poczułam niesamowitą ulgę i wdzięczność. Obudziła się we mnie wiara, że coś się zaczyna zmieniać. Czy Wy także macie jakieś pozytywne wspomnienia związane z kasami pierwszeństwa? Ja obiecuję tu i teraz – będę korzystać częściej! 🙂
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies ZamknijDowiedz się więcej